strefa komfortu – szycie cię uwolni!

Dziś opowiem wam o pasji, która zmienia życie. Nie, nie będzie to kolejna historia o tym, jak się kobieta wyzwoliła z jarzma pracy w korporacji, założyła własną markę odzieżową i stała się panią swojego losu. Choć to taki piękny scenariusz. Dziś będzie o sprawach mniejszych. O tym, jak szycie pozwala być sobą i przejąć kontrolę nad własnym życiem i światem.

Zawsze lubiłam prace manualne: rysowałam, malowałam, lepiłam garnki, dziergałam, tworzyłam biżuterię. Każda z tych czynności okresowo była moją wielką zajawką, której poświęcałam sporo czasu. W każdej wykazywałam się podobnym talentem, ale w żadną nie byłam w stanie na dłuższą metę zainwestować tyle energii, czasu i środków, co w szycie. W tym roku minie pięć lat odkąd pierwszy raz siadłam do maszyny i mimo że miewam okresy przestoju twórczego,  to nie wyobrażam sobie sytuacji, w której mogłabym przestać szyć. W mojej głowie zaszły takie zmiany, że wydaje mi się to po prostu niemożliwe.  

Wybieram szycie!

Nie chodzi o to, że już nie jestem w stanie wyjąć 200 zł z kieszeni na bluzkę z sieciówki, którą mogę uszyć za 40 zł. Aspekt oszczędnościowy jest ważny, ale nie to mnie odrzuca od galerii handlowych, a przyciąga do maszyny. Żyjemy w okropnym świecie i trudno mi przejść obojętnie obok tego faktu, a branża ubraniowa to już zupełna ohyda. Poczytajcie  „Życie na miarę”. Ja wiem, że mój mały protest nie uratuje dzieci z Bangladeszu, a jeszcze ktoś mi zarzuci, że pozbawiam je chleba, bo przecież jak wielkie firmy się od nich odwrócą, to nie będą miały pracy. Ale mimo wszystko, po prostu nie mogę tego wspierać moimi pieniędzmi. Wybieram szycie i większą kontrolę nad tym, kogo wyzyskuję.  Bo przecież na pochodzenie tkanin też trzeba uważać. W Polsce też jest wyzysk, tylko mniejszy. Chcę być bardziej fair i szycie mi w tym pomaga. A moje postanowienia związane z ubraniowymi ograniczeniami zakupowymi przekładają się na inne aspekty mojej życiowej konsumpcji. To trudne, ale próbuję.

To mi pasuje!

Istnieje powszechne przekonanie, że kobiety kochają zakupy. Ale prawdą jest też to, że większość z nas nie lubi (nienawidzi!) przymierzalni. Nie bez powodu swego czasu sklepy montowały w nich „upiększające” lustra. Zdaje się, że teraz jest już to zabronione. Dla mnie przymierzalnia to koszmar, bo nigdy nic w sieciówkach na mnie nie pasowało (jak jest teraz, nie wiem). Powód jest prosty – mam takie proporcje, że żadne sieciówkowe spodnie nie mają prawa na mnie pasować, tak jak nie pasują na mnie żadne spodnie uszyte według jednego rozmiaru z gotowego wykroju. Rozumiem to, ale nie zmienia to tego, że budzi to moją frustrację, automatycznie włącza guzik: „nie pasujesz, musisz coś zrobić ze swoim ciałem”, itd. Blogerki szyciowe nauczyły mnie, że piękno może mieć różne proporcje, a dobrze skrojona sukienka należy się każdemu. O wiele łatwiej jest dobrze myśleć o swoim ciele, gdy ubrania na nas pasują!

Sukienka dobra na wszystko

W tym sensie szycie podziałało na mnie jak terapia. Pozwoliło mi z jednej strony zbudować (budować) garderobę, która daje mi poczucie komfortu, oddaje mój styl i gra z moją sylwetką, z drugiej wypracować zdrowy dystans do mojego ciała. Ilustracją do dzisiejszego posta są dwie sukienki, które pomogły mi przetrwać bardzo trudną zimę.  Obie uszyłam w okolicach października, więc już przeszły swoje. Obie powstały na bazie wykrojów z Knipmoda (1 & 2), które dostosowałam do swoich potrzeb. W końcu obie są uszyte z cienkiego punto.

Bez skrępowania

Mimo że żadnej z tych kiecek nie nazwałabym swoim największym osiągnięciem, to obie zyskały powszechne uznanie publiczności. W obu czuję się swobodnie i bezpiecznie. Uwielbiam to w dzianinowych ubraniach, że nie krępują ruchów, wszystko miękko opływają i nie trzeba się zamykać na żadne zamki. Żeby nie było tak pięknie – punto jakie jest, każdy wie. Łososiowa sukienka już się troszkę zmechaciła i długo niestety nie posłuży. Granatowa trzyma się znacznie lepiej – ciekawy przypadek: ta sama cena, ten sam dostawca, a efekt prania różny. Ale nie będę rozpaczać, bo koszt żadnej z nich nie przekroczył 25 zł.

Jak widzicie, jestem wierna długości midi i obcisłej górze. To też efekt uboczny przygody z szyciem. Kreując własne ubrania, łatwiej dotrzeć do tego, co naprawdę lubimy i konsekwentnie się tego trzymać. Bardzo jestem ciekawa, co szycie zmieniło w waszym życiu? Czy odkryłyście już swoją strefę komfortu?

Tymczasem pozdrawiam Was serdecznie,

Kasia

17 komentarzy

  1. Sukienki są bardzo ładne i uszyte z tkaniny, którą uwielbiam czyli punto, podobny przypadek z tkaniną od tego samego dostawcy, szara nie do zdarcia, różowa ma ślady noszenia. Wracając do sukienek, bardzo korzystnie wyglądasz w takim fasonie i ta długość też do Ciebie pasuje, znalazłaś złoty środek na swoją figurę. Przymierzalnia to dla mnie koszmar, fakt że żadne spodnie nie pasują na mnie to drugi fakt, szycie nas uwalnia. 🙂
    Pozdrawiam 🙂

  2. Obie sukienki są świetne – ja też cenię prostotę i takie fasony. Szczególnie podoba mi się ta portfelowa – może dlatego, że planuję podobną sobie uszyć 🙂 Co do Twoich przemyśleń – mam podobnie. Nijak nie mogę się ubrać w sieciówkach. U mnie dochodzi jeszcze fakt, że moda z sieciówek jest z założenia dla bardzo młodych dziewczyn. W tych strojach wyglądam jak dzidzia-piernik (czyli jak połowa ulicy bezrefleksyjnie ubierająca się w takich sklepach). Pozdrawiam

  3. Piękny kolor tej (brzoskwiniowej?) sukienki 🙂 W samodzielnym szyciu dalej kocham oszczędność ale przede wszystkim fakt, że dopasowuję ubrania na swój niski wzrost. W sieciowkach wszystkie spodnie są na mnie za długie, niby mogę je skrócić ale jak już wykładam na coś kasę to chcę, żeby ubranie na mnie pasowało i żebym nie musiała dodatkowo dokładać w nie swojej pracy 😉

  4. These are beautiful dresses! If only the rest of the world thought the same as you regarding fairness, it would be a much better place. But one person at a time can make a difference!

  5. 100% racji! Mnie wręcz obrzydza ta pogoń za taniością i wyzysk. Nie twierdzę, że nie kupuję ubrań w ogóle, ale na pewno robię to rozsądniej i coraz więcej szyję. Zgadzam się też, że szycie pozwala na stworzenie dokładnie tego, co spowoduje, że będziemy czuć się dobrze we własnym ciele. Przynajmniej u mnie tak jest – dzięki niemu ubieram się tak, żeby oddać swoją osobowość i czuję się pewniej siebie i … jakoś tak lepiej. No i moja nie-tak-znowu-idealna sylwetka stała się bardziej ujarzmiona i akceptowana przeze mnie samą.
    Aha, zachwycona jestem tą sukienką pomarańczową/różową/brązową(?). Tę rękawki dodają tak cudnego uroku!

  6. Kasiu, przeczytałam Twój post kilka razy. Poruszyłaś w nim wiele ważnych tematów, wobec których trudno świadomie przejść obojętnie. Nic jednak, co związane z rynkiem odzieżowym, nie jest dla mnie jednoznaczne, a pochylając się nad tematem, mam więcej wątpliwości niż jednoznacznych sądów. To temat-rzeka z wieloma wątkami pobocznymi. Te z kolei prowadzą do szeroko pojętych mediów, które od dawna starają nam się wcisnąć ten niedościgniony ideał piękna, tak jakbyśmy wszyscy byli produkowani w odlewniach albo na innych taśmach produkcyjnych. Kupisz to czy tamto, tu sobie wstrzykniesz, tam wytniesz, a życie usłane Ci będzie różami. Nie będzie. Tak na gorąco myśląc, wydaje mi się, że najważniejsza jest świadomość. Bez niej damy się omamić i wcisnąć sobie wszystko, także wizję tego, że kolejny ciuch z masowej produkcji odmieni nasze życie.
    Sukienki są śliczne. I tak bardzo do Ciebie pasują. Rękawki w tej łososiowej są urzekające!
    Jak dobrze, że znów jesteś :).
    Pozdrawiam serdecznie!

  7. Bardzo ważne kwestie poruszasz i gdyby nie to,że moje umiejętności krawieckie nie są jeszcze na najwyższym poziomie, też szyłabym sobie większość albo prawie wszystkie rzeczy. Niestety aktualnie robię zakupy w sieciówkach ale naprawdę nieczęsto,tylko wtedy, kiedy rzeczywiście czegoś potrzebuję. Twoje sukienki bardzo mi się na Tobie podobają a tą z krótkim rękawem chętnie przygarnęłabym do swojej szafy 🙂

  8. Dzięki Anetto za miłe słowa. Jakie to straszne, że nawet kobiety z tak perfekcyjną figurą, jak twoja czują dyskomfort w przymierzalni.

  9. Prostota, to coś co doceniłam m.in. dzięki szyciu. Im dłużej sama tworzę swoje ubrania, tym bardziej widzę, że warto postawić na prosty fason i staranne wykonanie. Portfelowe sukienki są świetne, może latem z jeszcze jedną pokombinuję.

  10. Kolor sukienki to coś między brzoskwinią a łososiem. Tkaninę kupiłam przez internet jako koralową i jak przyszła to byłam nieco zawiedziona. Ku mojemu zaskoczeniu kolor tej sukienki jest często komplementowany, więc nie narzekam 🙂 No a kwestia oszczędnościowa – pewnie! jest ważna, nie deprecjonuję jej. Choć szycie jako takie może z łatwością sprowadzić na skraj bankructwa 😉

  11. Kasiu, zupełnie się z tobą zgadzam. Kwestia rynku odzieżowego jest skomplikowana i niejednoznaczna, mocno związana z globalizacją, która ma wiele zalet, ale i bolesnych konsekwencji. Świata już nie zawrócimy, jedyne co można robić, to nie zamykać oczu i rozwijać świadomość i wewnętrzną etykę. Ja czasem lubię podjąć jakieś radykalne postanowienie [prawie nie kupuję ubrań] i potraktować je jako ćwidzenie, eksperyment, zobaczyć, co się stanie i wyciągnąć wnioski.

  12. Dzięki Justyno, ciekawa jestem bardzo, co teraz szyjesz i jak ci idzie. Sukienka z krótkim rękawem to prościzna, stworzysz podobną na bazie obcisłego t-shirta i spódnicy z połowy koła, szyj i pokazuj!!!

  13. Piękne sukienki. Znów prostota pokazała magiczną stronę w Twoim szyciu 🙂

    I zgadzam się zupełnie jeśli chodzi o szycie a zmianę perspektywy na przemysł odzieżowy. No i na własne ciało. Dzięki szyciu dowiedziałam się dlaczego poza dzianinowymi bluzkami wymiary z rozmiarówką nigdy mi się jakoś nie zgadzały – w żakietach nie mogłam rękami ruszyć, a bluzki koszulowe musiałam kupować oversize. Jak już rozpracowałam co tam się z moimi plecami konkretnie dzieje, mogę się wreszcie ubrać we własnym rozmiarze.

  14. Mam podobne podejście jeżeli chodzi o Fair Trade. Ja jednak zazwyczaj nie szyję z kupionych materiałów, tylko odzyskuję nienoszone ubrania. Pochodzenie materiałów z których często szyjemy w domu też jest wątpliwe, zwłaszcza tych tanich.
    Zapraszam czasem do mnie na blog. Poświęcam tam miejsce własnie na odzyskiwanie rzeczy.
    Jeżeli chodzi o sukienki to moim zdaniem są dobrze uszyte, natomiast trochę bym jej skróciła, gdyż trochę optycznie skracają ci sylwetkę. Niestety na każdej kobiecie długość do połowy łydki bez założonych obcasów będzie robić to samo. Góra sukienki granatowej zdecydowanie bardziej Ci pasuje. Masz kobiece kształty i brak dekoltu oraz bufiaste rękawy nieco zaburzają proporcje. Natomiast gratuluję cierpliwości w wykańczaniu i perfekcyjnie dopasowanych szwów.

  15. Your dresses are lovely, I do admire your taste. I feel just the same as you about malls and disposable fashion, but my solution is mostly buying 2nd hand; tho I love sewing, I do only very little of it. Thanks for the inspiration!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *